Bośnio polubimy się bardzo!

Dziś serce skacze z radości, oczy błyszczą, a paszcza się uśmiecha! Wjechaliśmy wczoraj do Bośni, którą pamiętamy sprzed 7 lat. Ale ilość ludzi na wodospadach Kravica i w Mostarze nas przeraziła. Nie wiem, czy tak zdziczeliśmy, czy po prostu Bośnia się komercjalizuje. Pewnie jedno i drugie. To już mało ważne, bo z Tatą Ignacowym opracowaliśmy trasę, która zadośćuczyniła pierwsze nienajlepsze wrażenie.

Po pierwsze szuter. Zjeżdżamy z asfaltu tuż za Mostarem i kierujemy się na Jezioro Blidinje. Po drodze przejeżdżamy przez Park Krajobrazowy Blidinje, malownicze widoki, sam na sam z naturą. Ignac uchachany, Majka ululana, Landek ubłocony. Czyli wszystko jak trzeba. Przejeżdżamy park mając widok na pasmo gór Čabulka a za nimi Čvrsnice. Korciło, żeby na połonine na nocleg już zostać ale obiecane było jezioro. Dojeżdżamy do niego o zachodzie słońca. No booosko! Lepszego miejsca na nocleg nie mogliśmy wymarzyć. Wysokość 1200m n.p.m., temperatura spada w nocy do 9 stopni, ale my jesteśmy przygotowani.

Tata Ignacowy wstaje, żeby wschód słońca obejrzeć. Nieśpiesznie się ogarniamy napawając oczy widokiem gór. To od czasów wyprawy do Gruzji jedna z ładniejszych miejscówek ‚na dziko’.

Podchodzi do nas lokalny wędkarz pytając skąd jesteśmy i polecając ciekawą trasę dalej. Bo plan dalej ramowy. Tata wypatrzył most na rzece Neretva i tam się kierujemy. Przed nami majaczy szczyt Pločno 2225m n.p.m. Te okolice zimą tętnią życiem, a dziś odbywa się rajd biegowy na trzech dystansach 10km, 21km i pełnym maratonowym. Mijają nas grupki osób mniej i bardziej zmęczonych. Jedziemy dalej, asfaltu tyle tylko ile trzeba.

Most ukazuje się nam po kilku tunelach, więc Ignac jest przeszczęśliwy. Kreatywność Bośniaków w przyciąganiu turystów powala. Po Jeziorze Jablaničko pływają barki ze stolikami. Ot, taka atrakcja. Ale mam wrażenie, że niemniejsze zainteresowanie wzbudzamy my i nasz syn piejący z zachwytu nad tym lokalnym, nieco szpetnawym mostem. Obiad z widokiem na most, bo już szkice robocze powstają. Fajnie i w głowę zachodzę, jak Tata Ignacowy wykukał to miejsce?!

No to gdzie teraz? Tak to wygląda, spontan. Mamy ciekawą ścieżkę prowadzącą do rezerwatu nad jeziorem Boračko. Malutkie, niepozorne u stóp gór Prenj okazuje się być letniskową miejscówką. Spotykamy Duńczyka, który był wojskowym wysłanym tu w czasie wojny bałkańskiej. Został tu na dłużej i podpowiedział, gdzie w pobliżu jest most wiszący tylko dla śmiałków. Planujemy sprawdzić jutro ten trop.
Sami lokalesi na kampie Eco i my. Dziś sobota, więc ludzi trochę jest. Zostajemy. Mini plaża, ładnie przygotowany teren. Kamp eko więc ciepła woda tylko za dnia jak słońce baterie solarne naładuje. Rozstawiamy więc nasz prysznic i w gorącej wodzie wszyscy się kąpiemy. Z kabinu para idzie, pomyślą lokalesi, że saune przewoźną mamy haha. Pooglądaliśmy z Ignacym gwiazdy i pora spać – siły zbieramy na jutrzejsze przygody.

Dodaj komentarz